sobota, 23 lipca 2011

2.

Witajcie po długiej przerwie. :D

  Ostatnio bardziej zainteresowałam się tematem maseczek do twarzy. Zbliża się wesele mojego brata i chciałabym do tego czasu poprawić stan swojej cery, aby dobrze wyglądać i żeby makijaż tego dnia lepiej się prezentował. Postanowiłam zacząć już teraz (do wesela zostały jakieś 2 miesiące), bo wiem, że w tydzień nic nie zdziałam, choćbym używała nie wiadomo jak cudownych kosmetyków. :) Postanowiłam regularnie używać peelingu (bo z regularnością u mnie słabo. :P) i 2-3 razy w tygodniu nakładać maseczkę.
Muszę dodać, że mam skórę mieszaną i generalnie nie mam z nią większych problemów, dopóki nie nadejdzie lato. Wtedy zawsze pojawiają się na twarzy tzw. "potówki" i jakieś małe wypryski, które są moją zmorą. Nie jest to tak bardzo rzucające się w oczy, ale wiadomo, że każda z nas marzy o idealnej cerze. Wraz z nadejściem jesieni moja skóra "normalnieje" i raczej nie miewam z nią żadnych niespodzianek.Dlatego pewnie moją pierwszą maseczkę kupiłam dopiero ponad pół roku temu, w grudniu. Zachęcona dobrymi recenzjami na youtube i "pospolitym ruszeniem" na wizażu, kupiłam miętową maseczkę z Queen Helene.
Maseczka jest wykonana na bazie glinki. Pachnie i wygląda trochę jak pasta do zębów (to przez tą miętę :D). Po rozprowadzeniu wygląda tak:
Po odczekaniu ok. 15 minut na twarzy tworzy się taka biało-zielona skorupka, którą łatwo zmyć. (Warto dodać, że jeżeli na skórze macie jakieś zadrapania i wyjątkowo przesuszone miejsca, możecie odczuwać szczypanie. Jednak dla mnie nie było to zbyt uciążliwe :)) Producent podaje, że ma ona pozbyć się wyprysków i zapobiegać powstawaniu nowych. Oczyszcza i zamyka zbyt rozszerzone pory, a także usuwa wągry. W zupełności się z tym zgadzam. Pomaga mi nawet z moimi potówkami. Poza tym, gdy byłam przeziębiona i skóra nosa była cała popękana od chusteczek, zdziałała ona cuda. Po zmyciu skóra była jak nowa. :D Ta maseczka jest moim osobistym KWC i na pewno będę ją kupować za każdym razem. Jest niedroga, do 20 złotych za ogromną butlę, która starcza na bardzo długo (ja nie skończyłam jeszcze mojego pierwszego opakowania, zostało mi sporo jeszcze tej maseczki. :))

Kolejna maseczka, którą zdążyłam już użyć, to Bielenda: Ogórek i limonka. KLIK
Niestety, nie mogę o niej powiedzieć nic dobrego. Nie wydaje mi się, aby zrobiła coś dla mojej skóry oprócz tego, że strasznie się po niej świeciłam. I bardzo nie spodobał mi się krok drugi, gdyż dłuuuuugo się wchłaniał, a mimo wszystko pozostał na skórze w formie jakiejś powłoki przypominającej silikon. Cóż, ja na pewno tego nie użyję drugi raz.

Dzisiaj kupiłam sobie 3 nowe maseczki, które mam zamiar wypróbować:

 Ta jakoś najbardziej mnie zainteresowała. :) Cena: 3,30 zł. :)

 Tak, wiem, że ta zielona przeznaczona jest do skóry suchej i normalnej, jednakże obejrzałam filmik na youtubie, na którym dziewczyna o typie cery jak ja, ją polecała. Stwierdziłam, że dlaczego nie? Tym bardziej, że po całym dniu na słońcu, skóra jest troszkę przesuszona i potrzebuje nawilżenia. :) (Mam nadzieję, ze się sprawdzi, bo jedna z moich koleżanek nie była z niej zadowolona, jednakże ona ma inny typ cery) Muszę jeszcze dorwać tą maseczkę: KILK Wszystkie kosztują ok. 1,50 zł. :)


Poza tym ciągle na wypróbowanie czeka maseczka firmy, której nazwa niewiele mi mówi. :D

Cena, ok. 2 złote.
Powstrzymuje mnie tylko sposób jej używania, czyli czekamy aż się wchłonie i nie zmywamy. Po maseczce z Bielendy nie mam z tym dobrych wspomnień. ;)







To koniec na dziś, notka wyszła mi chyba bardzo długa. :) Piszcie jakie maseczki możecie mi polecić. :)

xoxo, Marzena :)

2 komentarze: